Pół żartem

Gdy ogon chodzi

Czyta się około: 3 minuty

zdjęcie do artykułu

Ktoś zajmuje Ci ostatnie miejsce parkingowe. Kod odbioru do Paczkomatu traci ważność. Głos w słuchawce od 25 minut zapewnia, że jesteś pierwszy/a w kolejce. Myślisz — spoko. Nic się nie dzieje. A jednak Twój ogon sugeruje co innego.

Między radością, a wkurwem

 

Istnieje szara strefa.

 

Stan, w którym zaciskasz dłonie, żeby nie wybuchnąć. Przełykasz ślinę, aby nie bluzgać. Bierzesz kilka oddechów, by utrzymać ciśnienie.

 

I po chwili przestajesz się gotować.

 

Bardziej pyrkasz. Jak woreczek ryżu pozostawionym na małym ogniu. Dochodzi sobie powoli, pęczniejąc w towarzystwie leniwych bąbelków. Ugotowany do miękkości zjeżdża z kuchenki do talerza. A płomień tli się jeszcze przez chwilę nad pustym garnkiem, zanim wyłączysz palnik.

 

Nawet w tak niewinnej sprawie, jak obiadowa porcja węgli, kryje się metaforyczny zalążek złości. Osadzonej w ramach, a jednak widocznej w postaci bulgotu.

 

Wielokrotnie zastanawiałem się, jak nazwać to uczucie. Odpowiedzi szukałem najpierw w sobie. Na próżno. Następnie w podróżach. Też bez skutku. Wreszcie, idąc tropem Simone Weil, zacząłem wypatrywać sugestii w mistyce codzienności.

 

Za największą klątwę detektywa, zwłaszcza wybitnego, uważa się rozwiązanie, którego nie widać, ponieważ znajduje się tuż pod samym nosem.

 

W moim przypadku okularami pana Hilarego okazał się koci ogon.

zdjęcie do artykułu

Źródło — OhMyFacts

Taniec węża, ruch wycieraczki

 

W przygodowo-edukacyjnej grze komputerowej pt. Na kłopoty Pantera lecimy przez wybrane kraje świata. W każdym z nich dotykamy problemu, legendy lub cechy charakterystycznej dla danego państwa poprzez piosenkę.

 

Moja ulubiona to ta z Indii. Nazywa się System Kast. Animowany klip przedstawia Hindusa we fioletowym outficie z lat 80. Z siwym irokezem i stylówą Jamesa Browna śpiewa tak:

 

Pozwólcie, że na wstępie nadmienię, że to, co powiem robi wrażenie

 

Tak, tak, tak, to wiekowa jest tradycja, systemem kast zwana!

 

W Indiach ludzie dzielą się na kasty i 4 główne stany. Zapewne znasz braminów, czyli elitę hinduskiego społeczeństwa. I na pewno znasz pariasów, objętych pogardą i brakiem praw, którzy stanowią antytezę tych poprzednich.

 

Gdzieś pomiędzy nimi jest grupa, która łączy te przeciwieństwa. Niektórzy uważają jej członków za nieczystych. Według innych parają się na tyle niebezpiecznym zajęciem, że należy się im szacunek, a nawet prestiż.

 

Mowa o kaście Sapera. Złożonej z zaklinaczy i łowców węży.

 

Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie takiego zaklinacza. Siedzi po turecku, z piszczałką w dłoniach. Wzrok wlepia w wiklinowy kosz. Przysuwa instrument do ust, palcami zatyka odpowiednie dziurki. Bierze oddech. Dmucha.

 

Z piszczałki wydobywa się egzotyczna melodia. Po chwili wieko kosza unosi się za sprawą zwabionego dźwiękami węża. Z każdą sekundą wije się coraz posłuszniej do rytmu.

 

Mniej więcej tak chodzi ogon, gdy trapi Cię frasunek.

 

Niezbyt gwałtownie, lecz plastycznie. Na tyle, że przekaz jest w 100% jasny.

 

Inny przykład to wycieraczki w aucie. Kiedy działają na najniższym poziomie są ledwo zauważalne. Raz na jakiś czas przednia lub tylna przeleci po łuku i wyczyści szybę.

 

Potem rośnie dramaturgia. Wycieraczki pracują znacznie intensywniej i utwierdzają napięcie, zamiast je uziemiać. Wzrasta stres, maleje widoczność.

 

W końcu nie widać nic. Wycieraczki zasuwają jak szalone, a komfortowa jazda staje się zaparowanym wspomnieniem. I ulatnia się z każdą strugą deszczu.

 

Taki ogon też potrafi nieźle pochodzić.

 

Tylko czym jest u człowieka, skoro w wyniku ewolucji został całkowicie zastąpiony kością guziczną?

 

 

W pogoni za własnym ogonem

 

W przypadku psów i kotów sprawa jest prosta. Psy merdają, gdy są zadowolone. U kotów szybkie machanie ogonem oznacza zdenerwowanie lub zaniepokojenie.

 

Mój ogon to stopa. Zdradza mnie, kiedy przystaję na coś, co w głębi serca jest mi nie na rękę. Kiedy mówię tak, chociaż myślę nie. Kiedy zapewniam, że naprawdę, ale to naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ta, na pewno.

 

Wtedy ogon chodzi. Rozjuszony, rozdrażniony, z dobrą miną do nie do końca dobrej gry. W tę i we w tę.

 

Od zawsze lubiłem wyginać nogi na 10. stronę – gdy siedzę po turecku, jakbym był członkiem kasty Sapera i zaklinał węże lub podczas wieczornej toalety, kiedy podwijam stopę i szoruję zęby w pozycji żurawia.

 

Wtedy patrzę w lustro i myślę, że wszyscy gonimy za własnym ogonem. I częściej tracimy go, niż odnajdujemy.

 

A przecież to bez sensu.

 

Ogon trzeba zrozumieć.

 

Niech chodzi, jak chce! Bo gdyby nie on, to być może już dawno wszyscy byśmy się pozabijali.

zdjęcie do artykułu

Źródło — iStock

Data publikacji: 27.07.2025

skopiowano do schowka
zdjęcie autora

Autor

Piotr Olejnik

Chcesz coś dodać?

Proszę bardzo 👇

oj coś nie pykło..., spróbuj jeszcze raz lub zgłoś problem: piotrolej@gmail.com

Pół żartem

czyta się 3 minuty

Gdy ogon chodzi

zdjęcie do artykułu

Źródło — Bulbapedia

Ktoś zajmuje Ci ostatnie miejsce parkingowe. Kod odbioru do Paczkomatu traci ważność. Głos w słuchawce od 25 minut zapewnia, że jesteś pierwszy/a w kolejce. Myślisz — spoko. Nic się nie dzieje. A jednak Twój ogon sugeruje co innego.

Między radością, a wkurwem

 

Istnieje szara strefa.

 

Stan, w którym zaciskasz dłonie, żeby nie wybuchnąć. Przełykasz ślinę, aby nie bluzgać. Bierzesz kilka oddechów, by utrzymać ciśnienie.

 

I po chwili przestajesz się gotować.

 

Bardziej pyrkasz. Jak woreczek ryżu pozostawionym na małym ogniu. Dochodzi sobie powoli, pęczniejąc w towarzystwie leniwych bąbelków. Ugotowany do miękkości zjeżdża z kuchenki do talerza. A płomień tli się jeszcze przez chwilę nad pustym garnkiem, zanim wyłączysz palnik.

 

Nawet w tak niewinnej sprawie, jak obiadowa porcja węgli, kryje się metaforyczny zalążek złości. Osadzonej w ramach, a jednak widocznej w postaci bulgotu.

 

Wielokrotnie zastanawiałem się, jak nazwać to uczucie. Odpowiedzi szukałem najpierw w sobie. Na próżno. Następnie w podróżach. Też bez skutku. Wreszcie, idąc tropem Simone Weil, zacząłem wypatrywać sugestii w mistyce codzienności.

 

Za największą klątwę detektywa, zwłaszcza wybitnego, uważa się rozwiązanie, którego nie widać, ponieważ znajduje się tuż pod samym nosem.

 

W moim przypadku okularami pana Hilarego okazał się koci ogon.

zdjęcie do artykułu

Źródło — OhMyFacts

Taniec węża, ruch wycieraczki

 

W przygodowo-edukacyjnej grze komputerowej pt. Na kłopoty Pantera lecimy przez wybrane kraje świata. W każdym z nich dotykamy problemu, legendy lub cechy charakterystycznej dla danego państwa poprzez piosenkę.

 

Moja ulubiona to ta z Indii. Nazywa się System Kast. Animowany klip przedstawia Hindusa we fioletowym outficie z lat 80. Z siwym irokezem i stylówą Jamesa Browna śpiewa tak:

 

Pozwólcie, że na wstępie nadmienię, że to, co powiem robi wrażenie

 

Tak, tak, tak, to wiekowa jest tradycja, systemem kast zwana!

 

W Indiach ludzie dzielą się na kasty i 4 główne stany. Zapewne znasz braminów, czyli elitę hinduskiego społeczeństwa. I na pewno znasz pariasów, objętych pogardą i brakiem praw, którzy stanowią antytezę tych poprzednich.

 

Gdzieś pomiędzy nimi jest grupa, która łączy te przeciwieństwa. Niektórzy uważają jej członków za nieczystych. Według innych parają się na tyle niebezpiecznym zajęciem, że należy się im szacunek, a nawet prestiż.

 

Mowa o kaście Sapera. Złożonej z zaklinaczy i łowców węży.

 

Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie takiego zaklinacza. Siedzi po turecku, z piszczałką w dłoniach. Wzrok wlepia w wiklinowy kosz. Przysuwa instrument do ust, palcami zatyka odpowiednie dziurki. Bierze oddech. Dmucha.

 

Z piszczałki wydobywa się egzotyczna melodia. Po chwili wieko kosza unosi się za sprawą zwabionego dźwiękami węża. Z każdą sekundą wije się coraz posłuszniej do rytmu.

 

Mniej więcej tak chodzi ogon, gdy trapi Cię frasunek.

 

Niezbyt gwałtownie, lecz plastycznie. Na tyle, że przekaz jest w 100% jasny.

 

Inny przykład to wycieraczki w aucie. Kiedy działają na najniższym poziomie są ledwo zauważalne. Raz na jakiś czas przednia lub tylna przeleci po łuku i wyczyści szybę.

 

Potem rośnie dramaturgia. Wycieraczki pracują znacznie intensywniej i utwierdzają napięcie, zamiast je uziemiać. Wzrasta stres, maleje widoczność.

 

W końcu nie widać nic. Wycieraczki zasuwają jak szalone, a komfortowa jazda staje się zaparowanym wspomnieniem. I ulatnia się z każdą strugą deszczu.

 

Taki ogon też potrafi nieźle pochodzić.

 

Tylko czym jest u człowieka, skoro w wyniku ewolucji został całkowicie zastąpiony kością guziczną?

 

 

W pogoni za własnym ogonem

 

W przypadku psów i kotów sprawa jest prosta. Psy merdają, gdy są zadowolone. U kotów szybkie machanie ogonem oznacza zdenerwowanie lub zaniepokojenie.

 

Mój ogon to stopa. Zdradza mnie, kiedy przystaję na coś, co w głębi serca jest mi nie na rękę. Kiedy mówię tak, chociaż myślę nie. Kiedy zapewniam, że naprawdę, ale to naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ta, na pewno.

 

Wtedy ogon chodzi. Rozjuszony, rozdrażniony, z dobrą miną do nie do końca dobrej gry. W tę i we w tę.

 

Od zawsze lubiłem wyginać nogi na 10. stronę – gdy siedzę po turecku, jakbym był członkiem kasty Sapera i zaklinał węże lub podczas wieczornej toalety, kiedy podwijam stopę i szoruję zęby w pozycji żurawia.

 

Wtedy patrzę w lustro i myślę, że wszyscy gonimy za własnym ogonem. I częściej tracimy go, niż odnajdujemy.

 

A przecież to bez sensu.

 

Ogon trzeba zrozumieć.

 

Niech chodzi, jak chce! Bo gdyby nie on, to być może już dawno wszyscy byśmy się pozabijali.

Źródło — iStock

Data publikacji: 27.07.2025

skopiowano do schowka

Autor

Piotr Olejnik

Chcesz coś dodać?

Proszę bardzo 👇

oj coś nie pykło..., spróbuj jeszcze raz lub zgłoś problem: piotrolej@gmail.com