Cześć Olej!
Trzymasz w ręku specjalny list. Taki, w którym adresat jest nadawcą, a nadawca adresatem. Wysyłał go Stan w platynowym singlu Eminema, wysyłał go młody Mes i Emil Blef na debiutanckim krążku Flexxipu.
Czy w związku z tym trzeba być raperem, aby swobodnie korzystać z owej formy autoterapii?
Absolutnie nie. Pewnie, kartka i długopis się przydadzą, ale nie są najważniejsze.
Trzeba być w potrzebie.
A ja mam wrażenie, że 13 oblanych egzaminów praktycznych na prawo jazdy dobitnie tę potrzebę determinuje. I wierzę, choć nie mam ku temu podstaw, że niniejsza wiadomość zda egzamin. A Ty zrobisz dokładnie to samo i położysz kres pasmu niepowodzeń.
Bo chyba właśnie na tym polega tajemnica wiary.
Trzeba wierzyć.
Zanim zwolnimy pedał sprzęgła i spokojnie (czyli tak, jak prosi Pan Instruktor) ruszymy z tematem, zadam Ci pytanie.
Wiesz, na czym polega dobre życie?
Nikt nie wie. Natomiast trudno nie zgodzić się z tezą, że obieranie słusznych i perspektywicznych kierunków zdecydowanie do takiego życia przybliża.
Dlatego ucieszyłem się, gdy ponad 2 lata temu dostałeś wiadomość z Urzędu Pracy o pomyślnej kwalifikacji do programu Kierunek Kariera. Oczywiście, nie obyło się bez przygód. Dofinansowanie prawie przepadło, gdy nagle Twoja opiekunka kadrowa oświadczyła, że wszystkie dokumenty są na wczoraj. Do końca dnia musiałeś ogarnąć badania lekarskie, zdjęcia, potwierdzenia przelewów, numer PKK i jeszcze coś.
Ledwo, bo ledwo, ale zdążyłeś. Dostałeś dofinansowanie i rozpocząłeś kurs na prawo jazdy kategorii B za 300 zł.
Kumasz? Ty i prawo jazdy!
Przecież pochodzisz z totalnie niezmotoryzowanej rodziny. Tylko mama ma prawko. Zdała za pierwszym, ale nigdy nie jeździła. Ojciec wszędzie chodzi z buta. Auta go nie interesują. Zresztą, co taki zblazowany intelektualista miałby robić za kierownicą? Już widzę, jak podnieca się silnikami AMG, ekonomicznym spalaniem i płynnością w prowadzeniu.
Ciekawe, bo choć tata nigdy nie interesował się prawkiem dla siebie, to namiętnie śledził karierę Roberta Kubicy w F1. Wielokrotnie przeszedł grę Colin McRay Rally 2.
Wygląda na to, że ciągnęło go do samochodów, ale samemu bał złapać się za kierownicę. A teraz jest stary. A im człowiek starszy, tym trudniej mu zabrać się za pewne rzeczy.
A jeszcze trudniej wraca się do niezamkniętych spraw z przeszłości.
Rozumiesz? Nie możesz odpuścić. Jeszcze do tego wrócimy. Teraz wróćmy do kursu.
Byłeś na wakacjach w Marsylii, gdy zacząłeś zdalne wykłady z teorii. Mówili o znakach drogowych, zasadach ruchu, budowie auta.
Nuuda.
Przez całe zajęcia siedziałeś z wyłączoną kamerką i słuchałeś jednym uchem. Wykładów było kilka. Skończyły się, zanim na dobre się rozkręciły.
Potem był egzamin teoretyczny. 32 pytania testowe. Do zdania potrzebowałeś 68 z 74 możliwych punktów.
Przez tydzień przerabiałeś pytania i trzaskałeś testy próbne. Co drugi udawało się zdać, więc poszedłeś do Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego, pieszczotliwie zwanego MORD-em.
Po raz pierwszy. I, jak się później okazało, na pewno nie ostatni.
Test przebiegł śpiewająco. 71 na 74 punkty. Zrobiłeś tylko 1 błąd.
Mega! Teoria okazała się takim pryszczem, że o praktyce myślałeś w samych superlatywach. A przecież dopiero zaczynałeś jazdy.
Trafiła Ci się instruktorka. Gosia. Taka polska wersja Lary Croft z Tomb Raider z imponującą muskulaturą i wytatuowanymi ramionami. Nosiła buty za kostkę, fabrycznie poszarpane, wytarte jeansy i opięte T-shirty z nazwami amerykańskich uniwersytetów. Nie wymawiała r i błędnie używała partykuły bynajmniej.
Bynajmniej powinieneś zamrugać wtedy kierunkowskazem
Powiem Ci, że bynajmniej upewniłeś się, czy masz pierwszeństwo
Tak mówiła Gosia. O mężu policjancie, z którym się rozwodziła, bo był skurwysynem. O pracy w wojsku i rozbrajaniu bomb. O taksówkarzach, co nie umieją jeździć. Instruktorzy nienawidzą taksówkarzy, bo mają problemy z przestrzeganiem przepisów drogowych.
Za to Ty od początku miałeś problemy ze sprzęgłem. Zbyt szybko odrywałeś stopę od pedału. Zbyt gwałtownie. Auto konsekwentnie sprzeciwiało się takiemu traktowaniu i za każdym razem gasło jak zdmuchnięta świeca. Luz, gdy działo się to na placu. Gorzej, gdy samochód zrywał na światłach, gdy miałeś krótkie zielone, a za Tobą stał sznur zniecierpliwionych kierowców.
Koordynacja ruchowa nigdy nie należała do Twoich mocnych stron. Przypomnij sobie, jak było z rowerem. Każdy z Twoich rówieśników śmigał na nim już od dawna. Ty dopiero w wieku 8 lat.
Można więc było się spodziewać, że z furą nie pójdzie łatwiej.
Ale w sumie nie szło Ci aż tak źle. Przy bardziej skomplikowanych manewrach, jak zawracanie na rondzie lub torowisku wciąż bardziej polegałeś na szczęściu, niż umiejętnościach, ale w miarę kolejnych jazd czułeś postęp. Nawet opanowałeś równoległe parkowanie w przyzwoitym stopniu. Na ostatnich lekcjach Gosia powiedziała, że egzamin bywa loterią, ale raczej zdasz. Może nie za pierwszym razem, ale za trzecim bankowo.
Debiut zaskoczył i to mocno. Bez problemu wyjechałeś z placu. Niestety, jazda po mieście nie trwała długo. Nie zachowałeś szczególnej ostrożności przed torami kolejowymi. Bez zwolnienia, bez rozejrzenia się w lewo i w prawo, z uśmiechem na ustach przeturlałeś się na 2 biegu.
Taki był ten pierwszy raz. A pierwszego razu nigdy się nie zapomina.
Lepiej byłoby zapomnieć o pozostałych.
O tym, jak ze stresu próbowałeś robić łuk na zaciągniętym ręcznym.
O tym, jak wepchałeś się na jednokierunkową i jechałeś pod prąd.
I o tym, jak wielokrotnie zmieniałeś pas bez kierunku i sprawdzenia lusterek.
A także o tym, jak Twoja największa słabość, czyli brak panowania nad sprzęgłem, grzebała kolejne próby już na placu manewrowym. Wielokrotnie.
Raz było blisko. Trafił Ci się miły, starszy Pan o drobnej posturze. Absolutne zaprzeczenie osoby stresogennej. Dość zabawnie gestykulował przy wydawaniu poleceń. Unosił wtedy prawą rękę i wywijał nią piruet, jakby trzymał w dłoni różdżkę i za jej pomocą rzucał uroki.
Na początku, przy zawracaniu na torowisku, bezczelnie stanąłeś na szynach. Żaden tramwaj nie jechał, ale umówmy się – była to sytuacja potencjalnie niebezpieczna. I rażąco nieodpowiedzialna, na co pan egzaminator zwrócił uwagę w miły, aczkolwiek stanowczy sposób.
Reszta szła jak w zegarku. Znaki, prędkość, torowisko, zawracanie z użyciem infrastruktury, rondo. Kątem oka dostrzegałeś, jak mężczyzna odhacza kolejne zadania na Twojej karcie egzaminacyjnej. Nagle zorientowałeś się, że zrobiłeś wszystkie manewry.
Nagle chłop kazał Ci skręcić i jechać prosto. Do ośrodka.
Już prawie to miałeś. Już składałeś sobie gratulacje i stukałeś się szkłem z samym sobą. Jednak licho nie spało. Złe mocy podkusiły Twojego egzaminatora. Wciąż nie był przekonany, czy może wypuścić Cię na drogę.
Pewnie dlatego raz jeszcze poprosił, abyś zawrócił na torowisku.
A Ty, jak kompletny idiota, znowu stanąłeś na środku szyn.
I oblałeś egzamin, gdy linia mety, zamiast majaczeć, była na wyciągnięcie ręki.
W stronę MORD-u
W książce Harry Potter i Insygnia Śmierci okazało się, w jaki sposób Voldemort osiągnął nieśmiertelność.
Stworzył horkruksy. Rozszczepił swoją duszę poprzez morderstwa i poukrywał ją w najróżniejszych trofeach.
Ty też pamiętasz każdy MORD. Każdą wizytę w tym przeklętym miejscu. To, jak rozrywały Twoją duszę na strzępy.
Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że nie zdajesz przez stres. Na jazdach z Tomkiem, drugim instruktorem, który zidentyfikował i skorygował Twoje błędy, jakoś go nie odczuwasz.
Tomek bardzo w Ciebie wierzy. To on nauczył Cię, żebyś panicznie bał się podnosić stopę ze sprzęgła i odrywał ją przez minimum 3 sekundy. Zadziałało.
Tomek powtarza, że jesteś na mecie.
Musisz ją tylko przekroczyć. I pokonać stres.
Jak?
Nie ma na to złotej rady. Próbowałeś wielu rzeczy. Imprezowałeś przed egzaminem. Nie imprezowałeś przed egzaminem. Próbowałeś afirmacji. Sportu. Zielonej herbaty. Melisy.
Żadna z metod nie przyniosła rezultatu. Twój diabeł stróż zawsze wciska guzik z napisem panic mode, gdy siadasz w fotelu obok egzaminatora. Potem ruszasz w podróż międzygatunkową – od taniej komedii, po momenty mrożące krew w żyłach. Burzliwy seans regularnie kończy się bolesnym dramatem psychologicznym.
A przecież scena po napisach, która przywraca wiarę i dodaje otuchy, jest możliwa.
Pomyśl, że prawo jazdy wkrótce naprawdę Ci się przyda.
Wiesz, o czym mówię? No właśnie. O niespodziewanym wydarzeniu, które niebawem wywróci Ci życie do góry nogami.
A kawałki Twojej duszy znów połączą się w całość. Pełniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Ale nie dlatego warto zdać ten egzamin. Dla Niego i dla Niej też nie.
Dla siebie. Tylko dla siebie.
Na koniec szybka statystyka. Około 57% Polaków posiada prawo jazdy kategorii B.
Wiem, że nie obchodzi Cię większość, ale..,
Weźże to zdaj. Masz lepsze rzeczy do roboty niż robienie prawka do emerytury.
Pozdro 600
Piotr